Drugi czerwca dla klas czwartych stał się przedłużeniem Dnia Dziecka, bowiem właśnie wtedy nasi uczniowie wyruszyli na wycieczkę do Sandomierza.
Prognozy pogody? Cóż, prawdopodobieństwo opadów – 90%, burzy – 70%. Nie napawało to optymizmem, ale od czego są wychowawcy? Jak planują wycieczkę, to nawet Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej im w niczym nie przeszkodzi. Oszukaliśmy przeznaczenie!
Sandomierz od początku przywitał nas słoneczną pogodą, a tym, którzy żałowali, że ominął ich obchodzony w naszej szkole z wielkim rozmachem Hawajski Dzień Dziecka, niespodziankę sprawiła tak zwana złośliwość rzeczy martwych, bowiem przestała działać klimatyzacja w autokarze, więc każdy mógł poczuć się jak w Honolulu. Któż nie lubi ciepła, zwłaszcza że maj nas pod tym względem nie rozpieszczał. Wiedzieliśmy, że teraz wszystko się uda!
Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od przechadzki słynnymi wąwozami, dowiadując się przy okazji kilku ciekawostek na temat powstawania wąwozu lessowego. Niektórzy posiedli dodatkową wiedzę, okazało się, że łatwiej wspiąć się na szczyt wąwozu, niż z niego zejść. No ale przejażdżka na butach w dół też stanowiła niemałą atrakcję.
Następnie przeszliśmy rynkiem staromiejskim, oglądając renesansowe kamienice. Duże wrażenie robił też sandomierski ratusz.
Przyszedł również czas na jedną z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji. Wśród naszych wycieczkowiczów nie brakuje bowiem fanów słynnego ojca Mateusza, któremu jeszcze nikt nie ukradł roweru, mimo że mieszka w mieście, w którym morduje się kogoś co tydzień… Oczywiście tylko w serialu!
W rzeczywistości Sandomierz to spokojne i przyjazne miasto.
Miłośnicy detektywa w sutannie raz za razem fotografowali się na znanym z planu filmowego komisariacie. Niezapomnianą pamiątką na pewno pozostanie choćby zdjęcie zza krat lub to z tabliczką ARESZTOWANY.
Na tym nie kończyły się atrakcje, wielkie wrażenie zrobiła interaktywna wystawa Czary Napary, traktująca o mocy ziół, grzybów, mikstur i wszelkich innych eliksirów.
Czy na tym koniec? Ależ skąd! Zbrojownia rycerska była prawdziwym rarytasem dla miłośników broni białej. Każdy mógł poczuć się jak rycerz lub dama dworu, gdyż wszelkie akcesoria były udostępnione dla chętnych bez ograniczeń. Nagle więc zaroiło się od wojowników, którzy choć na chwilę zapomnieli, że jest coś takiego jak telefon czy Internet.
Przed kolejnymi wyzwaniami przyszedł czas na posiłek. Zostaliśmy godnie ugoszczeni, po wyjściu z lokalu wszystkie brzuchy były tak napełnione, że nie pozostawało nic innego jak ruszyć w dalszą podróż. Doświadczyliśmy uroków Podziemnej Trasy Turystycznej, wysłuchując jednocześnie legendy o Halinie Krępiance.
Na sam koniec odbyliśmy rejs statkiem po Wiśle, który był zwieńczeniem tego udanego wyjazdu.
A spodziewany deszcz? Ten spadł dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w autokarze, co tłumaczymy sobie tylko w jeden sposób. Jak uczniowie ze szkoły z Jedlicza opuszczają Sandomierz, to i niebo płacze…
Bardzo dziękujemy Panu przewodnikowi Markowi, który umilał nam podróż ciekawymi historiami. Nie zapominamy też o kierowcy, Panu Marcinie, który – co najważniejsze – bezpiecznie dowiózł nas na miejsce. I tylko szkoda, że jutro znowu szkoła, ale powiew wakacji zaczyna być coraz bardziej odczuwalny…